Już od 1 stycznia przyszłego roku wchodzą zaostrzone normy energooszczędności. Wbrew pozorom nie muszą oznaczać podwyżek cen mieszkań i domów.

Co kilka lat normy dotyczące energooszczędności są coraz bardziej restrykcyjne. Chodzi o to by zmniejszać zapotrzebowanie na energię. Kluczowy jest tu wskaźnik Ep. Określa on roczne zapotrzebowanie na energię nieodnawialną, którą zużywamy do ogrzewania, oświetlenia itd. Obecnie wskaźnik ten wynosi 95 kWh/m2. Od przyszłego roku nie otrzymamy pozwolenia na budowę jeśli wskaźnik ten nie będzie niższy niż 70 kWh/m2. Osobne wymagania dotyczą ścian zewnętrznych i stolarki okiennej. Jeszcze w 2014 roku mogliśmy budować ściany o współczynniku U (współczynnik przenikania ciepła) na poziomie 0,25 W/m2K. Teraz ten współczynnik wynosi 0,23 a od przyszłego roku jego wartość nie może przekroczyć 0,2. Podobnie jest ze stolarką okienną. Teraz możemy montować okna o współczynniku poniżej 1,1 , w przyszłym roku będzie to wartość 0,9. Trochę wyższe normy obowiązują w przypadku okien dachowych. Tutaj na dziś wskaźnik wynosi 1,3, po zmianach będzie to 1,1. Dla budynków wielorodzinnych normy będą nieznacznie ostrzejsze i Ep będzie musiało wynieść 65 kWh/m2.

Co to oznacza w praktyce?

Teraz starsze budynki mają często Ep na poziomie 140 Kwh/m2 co znaczy, że domy i mieszkania budowane w przyszłym roku będą zużywały dwa razy mniej energii nieodnawialnej. Najprościej poprawę warunków energetycznych można osiągnąć poprzez ocieplenie. W blokach i domach z lat 90 – tych na ścianach zewnętrznych stosowano zazwyczaj izolację w postaci styropianu o grubości 10 cm. Ostatnio z powodu zmiany przepisów stosuje się grubość 15 cm. Od przyszłego roku możliwe będą dwa warianty: albo pozostawienie mniejszej grubości przy zastosowaniu ociepleń wyższej jakości lub standardowe ocieplenie o grubości 20 cm. Najszybciej do zmian prawdopodobnie dostosowali się producenci stolarki okiennej. Energooszczędne pakiety trzyszybowe w dużej mierze są już standardem. Większą popularnością zaczną się cieszyć wszelkie urządzenia poprawiające energooszczędność w tym: pompy ciepła, rekuperatory czy panele fotowoltaiczne. Wbrew pozorom nie musi to oznaczać zwiększenia kosztów lub minimalne dopłaty.

Ile to kosztuje?

Zwiększenie izolacji termicznej przystosowanej do nowych norm stanowi około 0,1 procenta wszystkich kosztów związanych z budową. Oznacza to, że w praktyce cena mieszkań i domów wzrośnie z tego powodu nie więcej niż 10 złotych za metr kwadratowy. Dopłaty do stolarki też nie będą wysokie. Dla domu jednorodzinnego nie powinien to być to koszt wyższy niż 2 do 5 tysięcy złotych. Jeszcze mniej dopłaci inwestor do budowy mieszkania. Warto podkreślić, że w ostatecznym rozrachunku tak naprawdę zyskają osoby kupujące mieszkanie lub budujące dom. Ten jednorazowy koszt szybko zostanie bowiem zniwelowany przez niższe opłaty za energię. W najlepszej sytuacji mogą być osoby budujące nowe domy. Jeśli teraz zaprojektujemy dom z wentylacją mechaniczną i rekuperatorem unikniemy budowy kominów i znacznie zmniejszymy liczbę i wymiary grzejników lub ilość metrów układanego ogrzewania podłogowego. Przy dobrym rekuperatorze i szczelnym domu wysokość rachunków za ogrzewanie może zostać obniżona nawet o połowę. Podobnie jest z panelami i pompami ciepła. Jednorazowy wydatek zwróci się po latach. Można się spodziewać, że utrzymane zostaną dotychczasowe programy dopłat do energooszczędności. Być może po zakończeniu kryzysu dopłaty jeszcze wzrosną. Ostatecznie na zmianie przepisów zyskają wszyscy. Opłaty dla mieszkańców będą niższe i mniej będziemy zatruwać planetę.