Smog zabija nas codziennie i nic nie zapowiada zmian. Zakaz palenia w piecach, który ma obowiązywać w Krakowie to stanowczo za mało.
Jeśli ktoś nie wierzy, że tak naprawdę w polskich miastach dusimy się od szkodliwych substancji zawartych w powietrzu, niech sięgnie do międzynarodowych opracowań. Światowa Organizacja Zdrowia informuje, że spośród 50 najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie aż połowa to miasta w Polsce. Za smog odpowiada głównie tak zwana niska emisja, czyli pyły nisko zawieszone, bo na wysokości niższej niż 40 metrów od poziomu gruntu.
Smog zawiera wiele substancji szkodliwych takich jak tlenki siarki, azotu i węgla, sadze i pyły. To, jakie zagrożenie może stanowić szczególnie smog wytwarzany z pieców w zimie, można wyobrazić sobie na przykładzie ataku smogowego w Londynie w 1952 roku. Tam właśnie w trakcie grudniowego, kilkudniowego ataku smogu zmarło z zatrucia około 4 tysięcy osób. O ile jednak w Europie od lat rządy walczą ze smogiem, o tyle w Polsce dopiero teraz zaczynamy o tym mówić. Największym wytwórcą smogu nie są, jak chcieliby niektórzy, samochody, ale kotłownie na paliwa stałe w tym zwyczaj palenia w piecu czymkolwiek, gumiakami, śmieciami, plastikiem i wszystkim co nadaje się do spalania. Do tego trujące zakłady przemysłowe i brak stref przewietrzania. Efektem jest kumulacja szkodliwych chmur wdzierająca się do naszych gardeł i płuc. Na nic noszenie masek przeciwgazowych i darmowa komunikacja miejska i tak musimy przecież otworzyć okno, mówić i oddychać. Jeśli nie chcemy, by zjawisko smogu rozwijało się, konieczny jest cały pakiet ustaw antysmogowych.
Przerażające jest to, że wydajemy miliardy na różne programy, a nie ma praktycznie żadnych, skutecznych dotacji promujących energię odnawialną. Wyobraźmy sobie, że mieszkaniec podkrakowskiej wsi będzie chciał zmienić stare palenisko na piecyk gazowy. Nie zrobi tego, bo po prostu nie stać go na droższe ogrzewanie. Gdyby dostał dotację nie na wymianę pieca lecz na instalację OZE, czyli odnawialnych źródeł energii, to pewnie zdecydował by się z tego prostego powodu, że potem będzie płacił niższe rachunki. Możliwości jest wiele i w znacznej części wykorzystywane są już od lat u większości naszych sąsiadów. Dotacje do fotowoltaiki, solarów, czy pomp ciepła powszechne są nie tylko w bogatych krajach, takich jak Austria czy Niemcy, ale także w Czechach czy na Węgrzech. Z reguły państwa zwracają do 50% wydatków związanych z ekologicznymi źródłami energii. Dużą wagę przykłada się do dotacji dla tych, którzy budują nowe domy i mieszkania. Najprostszy powód takiego postępowania jest taki, że w przypadku nowego domu instalacja jest dużo tańsza, niż w przypadku zmiany ogrzewania w istniejącym budynku. Oznacza to, że dużo niższym kosztem można tworzyć nowe obiekty, które nie będą nas truły i produkowały kolejnych toksycznych chmur.
Odnawialne źródła energii są podstawą nie tylko obniżenia poziomu smogu, ale także stworzenia – tak pożądanego przez wszystkie rządy – bezpieczeństwa energetycznego. Tego niestety nie da się zrobić bez systemu dotacji, bowiem bez nich koszty instalacji zwracają się po 30, a nawet 40 latach, co oznacza, że nikt nie będzie chciał tych systemów instalować. Jedynym, aktywnym systemem jest teraz dofinansowanie do domów pasywnych i energooszczędnych. Ilość obostrzeń jest jednak tak duża, że na razie pula przeznaczona na ten cel została wykorzystana zaledwie w kilku procentach. Co można zrobić. Oczywiście należy promować instalacje pomp ciepła. Dzięki stałej temperaturze już dwa metry pod ziemią możemy korzystać z tego dobrodziejstwa obniżając znacznie nasze rachunki za ogrzewanie.
Prawie nikt nie stosuje też w Polsce instalacji o nazwie Gruntowy Wymiennik Ciepła czyli GWC.
Zasada działania tego urządzenia jest jeszcze prostsza. Pod ziemią wkopujemy rurki i powietrze przepływające przez nie podgrzewa się w zimie, a w lecie (ponieważ pod ziemią niezależnie od pory roku temperatura wynosi kilka stopni plus) schładza, tworząc naturalną klimatyzację. Cena takiego urządzenia to koszt około 10 tysięcy złotych. Oczywiście należy do tego doliczyć jeszcze wentylację wymuszoną, która będzie zasysać powietrze i ewentualne filtry. Niby proste, ale nikt tych rozwiązań nie promuje. Nie funkcjonuje też w praktyce dawny program dotacji do instalacji solarnych i fotowoltaicznych, które pozwalają na oszczędności energii i ogrzewania. Program niby jest, ale dotacji nie ma. Tymczasem na świecie z powodu postępów technologicznych instalacje fotowoltaiczne, czyli wytwarzające prąd ze słońca, są coraz bardziej powszechne. Panele montujemy na dachu, kablem doprowadzamy prąd do inwertera, który instalowany jest przed skrzynką prądową i przez lata możemy cieszyć się bardzo niskimi rachunkami za prąd. Średnia cena takiej wspomagającej instalacji, oczywiście w zależności od wielkości, to od około 20 do 30 tysięcy złotych.
Gdyby tak, jak choćby na Węgrzech dotacja wynosiła około 50%, instalacja zwraca się po 7, czy 8 latach użytkowania. Tyle ekonomia, ale bezcenny jest fakt, że takie domy praktycznie nie wydzielają spalin. Są całkowicie ekologiczne. Do tego w miastach należy stworzyć warunki, by jak największe obszary objąć ciepłem miejskim. Nie jest to możliwe bez pomocy państwa, bo żadnego miasta w Polsce nie stać na to, by nagle z dnia na dzień przeprowadzić kilometry sieci ciepłowniczej. Na razie w Krakowie stworzono program „Ciepło dla Krakowa” i w miarę możliwości rozbudowywana jest sieć. Tyle, że dotacje państwa mogłyby pomóc w przyspieszeniu tego procesu. Konieczne są także obwodnice, by wyprowadzić z miast duże ciężarówki napędzane głównie ropą. Bardzo restrykcyjnie przestrzegane powinny być także normy spalin w trakcie przeglądów samochodów. Do tego wszystkiego przydałoby się oczywiście więcej zieleni, bo ona bardzo skutecznie pochłania smog. Niestety na tę chwilę brak jest rządowego, kompleksowego programu walki ze smogiem.
Jarosław Knap